Myślę o wszystkich moich wyschnięciach: oschłościach, zniechęceniach, zamknięciach, wewnętrznych emigracjach… o moim egoizmie, zamyśleniu nad sobą, obronie własnej wygody… o niechęci do opuszczania strefy komfortu…
Ta uschła ręka, która nie potrafi się wyciągnąć, nie potrafi niczego podarować, nie umie i nie chce zbliżenia, dotyku, bliskości. Smutna niechęć do okazania czułości. Uschła ręka przyciśnięta do ciała, która chroni i broni tylko mnie, zagarnia i zdobywa jedynie dla mnie, nie daje… wciąż bierze…
Tym wszystkim chce się zająć Jezus! On stawia mnie na środku, w centrum. Tym dla Niego jestem! Nie problemem do rozwiązania, ale CUDEM do zauważenia. On się mną zachwyca i tego zachwytu mnie uczy.
Jedynie w tym doświadczeniu uleczenia doznają wszystkie moje oschłości.
Kiedy w spotkaniu z tym Zakochanym wyciągam moją uschłą rękę, ona staje się znów zdrowa.

o. Maciej Sierzputowski CSSp