Dlaczego Bóg się śpieszy?
Okres zwykły roku liturgicznego rozpoczynamy medytując powołanie pierwszych uczniów. W Markowym opisie, pośpiech pójścia za Jezusem spotyka się z pośpiechem powołania. Pełnia czasu, czyli nadejście królestwa Bożego, którym jest obecność Jezusa, wiąże się z pragnieniem Boga, byśmy odpowiedzieli na Jego wołanie. Ludzkość dla Boga nie jest jakąś masą, tłumem, anonimową zbiorowością, ale to osoby, które Jezus zna po imieniu, to znaczy do głębi ich natury, lepiej niż one same znają siebie. Natychmiastowe porzucenie sieci jest konsekwencją zrozumienia, że Bóg mnie zna i dostrzega mnie w moim codziennym życiu.
„Natychmiast” Szymona i Andrzeja oraz Jezusowe „zaraz” w greckim tekście jest tym samy terminem euthys, zresztą ulubionym przez Marka, który używa go najczęściej ze wszystkich ewangelistów (40 razy). Autor podkreśla w ten sposób „pośpiech zbawienia”, które Chrystus przynosi ludzkości. Podobnie jak w czasie wyjścia z Egiptu, pośpiech jest znakiem ratunku przychodzącego od Boga. Dlatego pośpieszne spożywanie przaśników (chleba, który nie miał czasu fermentować) staje się dla żydów znakiem nieodwołalnej miłości Boga (por. Wj 12, 11; Pwt 16, 3).
Pełnia czasów nie skończyła się, ale trwa aż do chwalebnego powrotu Chrystusa. Dlatego w każdym czasie wezwanie do nawrócenia i wiary w Ewangelię pozostaje najważniejszym wezwaniem skierowanym do każdego człowieka. Boży pośpiech zbawienia pragnie ludzkiej gotowości. Paweł Apostoł wzywał do niej Efezjan, wzywa także nas, pisząc o konieczności obucia naszych nóg w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju (Ef 6, 15). A spoglądając na świat wokół nas nie można wątpić, że dobra nowina o pokoju jest niezmiennie najważniejszą nowiną, jakiej współczesny człowiek potrzebuje. Ale czy ja spieszę się, aby ją głosić?
ks. Maciej Warowny